środa, 13 sierpnia 2014

Pasztet warzywny

Mój urlop rozpoczął się zatruciem pokarmowym u małoletniego Zyzia L spotkała mnie kara za zamówiony na wynos makaron w sosie śmietanowym, który to dowieziony został do mojego domu w ogromnym upale, który z resztą był przyczyną mojej niechęci do stania nad palnikiem – takie są właśnie efekty nygusostwa :P
Tak czy inaczej podczas brzusznej niedyspozycji w domu gościł jedynie krupnik na ryżu i gotowane warzywa. Zakupiłam tych drugich sporo wiedząc, że dziecko powinno przez tydzień być na lekkim gotowanym jedzonku. Ale jak to dziecku, dolegliwości przeszły dnia następnego i zaczęły się wybrzydzania ciągle tego samego smaku wcześniej wspomnianego krupniku. Zatem postanowiłam wrócić do normalnej kuchni, ale warzywa w ilości niezliczonej pozostały.
Dziś więc i my, i moja mama i może jeszcze jakaś sąsiadka będzie szczęśliwym degustatorem warzywnego pasztetu J


sobota, 9 sierpnia 2014

Spaghetti z łososiem

Danie do zrobienia dosłownie w kilka minut, z przygotowaniem wszystkiego i zagotowaniem wody na makaron powinniście uwinąć się w 20 minut. Cudownie delikatne a jednocześnie bardzo sycące...

piątek, 8 sierpnia 2014

Łosoś w zielonej herbacie

z kokosowym ryżem




Moje wyprawy z Jamie'm...

Jamie Oliver. The Naked Chef


Pewnego lata tatuś niespodziewanie zakupił wielki telewizor i z dumą ustawił go w naszym salonie (taki oto niespodziewany prezent). W związku z ogromnym, pięknym i nareszcie wyraźnym obrazem (PESEL i praca przy komputerze robi swoje, więc dopiero przy takiej skali widzę wszystko-mam nadzieję J) zapragnęłam mieć swój prywatny nadajnik Ligi Mistrzów. Zatem po wielodniowych walkach  z człowiekowymi przeciwnikami zmiany dostawcy telewizji… bo za drogo, bo po co… bo przecież na mecze można do pubu… itp… itd… doczekałam się nowego pakietu zacnych programów sportowych. Kiedy jednak rozgrywki się zakończyły a do początku sezonu hiszpańskiej piłki pozostało ponad dwa miesiące, chcąc ponad wszystko pokazać, że wcześniej wywalczony pakiet jest potrzebny zaczęłam oglądać wszystkie programy po kolei… na kanałach sportowych jedynie Tour de France… nuuuuudaaaaaa… i Ci biedni kolarze wiecznie zgarbieni, swoją posturą przypominający mi ból kręgosłupa wywołany wcześniej wspomnianym PESELem i siedzącą pracą… skoro nie ma piłki trzeba znaleźć coś związanego z kuchnią… TAK!!! To jest myśl…

Pewnego dnia zatrzymałam się na jednym z programów kulinarnych, a tam sepleniący koleś wjeżdżający do swojego przedpokoju na skuterze… moja pierwsza myśl??? Co to ma być? Po co on na tym skuterze i czemu wjeżdża nim do mieszkania??? Co się później okazało koleś ten na tym przedziwnym jednośladzie to Jamie Oliver, który przywoził z pobliskich sklepików mnóstwo świeżych i lokalnych produktów, z których później w swojej małej ale cudownej kuchni przyrządzał niesamowite dania. Pokazywał jak łączyć smaki, jak w prosty sposób stworzyć poezję na talerzu. Z początku starałam się zapamiętywać jego rady i jakieś szczątkowe przepisy, ale po dwóch tygodniach ślęczenia przed telewizorem okazało się, że prócz ślinotoku wywołanego pięknie wyglądającą pieczenią już nic nie jestem w stanie zapamiętać. I wtedy zaczęło się zapisywanie i notowanie wszystkiego co mnie zainteresowało na wszystkim co miałam pod ręką. Niestety minus tej metody był taki, że karteczki, ścinki i inne rzeczy na których dało się cokolwiek zapisać po jakimś czasie gdzieś ginęły. Więc jak potrzebowałam rady cudownego Jamie’go Olivera (bo z czasem stał się dla mnie nauczycielem), a akurat okazywało się, że żądana karteczka zaginęła zaczynało się szukanie Naked Chef w necie. Generowało to straty mojego czasu i co najważniejsze niejednokrotnie powodowało przypalenia na patelni czy w garnku. 

Jakież było moje zadowolenie jak wchodząc do jednej z księgarni zobaczyłam, że w końcu jest!!!!!!!! ONA!!! PIĘKNA!!! W cudownej twardej okładce, która przedstawiał tego samego uśmiechniętego chłopaka, który jeździł skuterem po moim mieszkaniu praktycznie każdego wieczoru. Pomyślałam: „koniec wiecznego szukania porad na niezliczonych stronach Internetu! Nareszcie będę je wszystkie miała pod ręką!” i nie zwracając uwagi na jej cenę pognałam do kasy, by już kilka godzin później Jamie zapoznawał się z półką w mojej kuchni. Przeglądając kartkę za kartką, czytając każde słowo, przypominałam sobie te wieczory przed telewizorem i moje ulubione dania. To podczas tych właśnie seansów uczyłam się jak wyluzować kurczaka, jak przyprawiać mięsa, jak grillować warzywa w piekarniku, w jaki sposób przyrządzać cudowny makaron, jak w jednym garnku tworzyć poezję i że używanie ogromnych ilości oliwy z oliwek nie jest takie złe J

Jamie dużo podróżuje i każda jego kolejna książka czy program to dowód, że poza kuchnią jaką znamy z naszych domów i oczywiście włoską, którą zna każdy istnieją jeszcze kuchnie hiszpańska, szwedzka, grecka, francuska i wiele innych. Pokazuje nam, że od czasu do czasu warto odważyć się na ucieczkę od rutyny i poznać inne kultury kulinarne. W 30 czy 15 minutach Jamie’go pokazuję, że w ciągu kilku minut można stworzyć coś wspaniale smakującego, że szybkość w kuchni wcale nie oznacza pogorszenia jakości.


Ja dzięki Jamie’mu i podróżom w jakie mnie zabierał i zabiera do dziś dzięki swoim programom zaczęłam swoją kuchnię wykorzystywać do celu, dla którego została stworzona super się przy tym bawiąc.

Po tylu latach postanowiłam więc podzielić się z Wami moimi ulubionymi przepisami i stworzyć oddzielną kategorię „Podróże z Jamie’m”.


Mam nadzieję, że będzie się podobało, a sam Jamie nie będzie miał nic przeciwko temu.