Smażony węgorz... ooochhh... ileż ja na niego czekałam.
Od wielu lat będąc nad morzem, nie mogę na niego trafić w żadnej smażalni. Kiedyś tak długo go szukałam chodząc od jednego lokalu do drugiego, że cała reszta wycieczki (głodnej po całonocnej podróży) chciała mnie zabić 😆 Serio, serio. Szkoda, że nie mam zdjęcia ich min 😜
Rok w rok jadąc nad morze miałam nadzieję, że tym razem się uda i niestety wracałam zawiedziona.
Jednak cierpliwość popłaca. W tym roku wylewając swoje "węgorzewskie żale" w jednej z wędzarni, dowiedziałam się, że brat Pana sprzedawcy łowi węgorze. Taaaaaaaak! Nareszcie! Długo nie myśląc zamówiłam ich kilogram 🙊 zastanawiając się czy na pewno nie za mało, bo przecież będę się musiała podzielić z domownikami 😆. Zapakowane próżniowo 1,3 kg świeżutkiego węgorza przyjechało ze mną do domu.
Co z nim zrobić gdy wyląduje już w naszej lodówce? Potrzebna Wam będzie jedynie sól, mąka i olej.
I mocny alkohol 😜 To tłusta ryba, która idealnie pasuje do dobrej, zmrożonej wódeczki.
✔świeży węgorz (ja miałam trzy sztuki już bez wnętrzności)
SMACZNEGO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz